WŁADYSŁAW ORKAN IN MEMORIAM

Naprawdę nazywał się Franciszek Smaciarz i otarł się w roku 1924 o literacką Nagrodę Nobla. Zgłoszony wraz z Władysławem Reymontem musiał ustąpić jednak pierwszeństwa sławnej epopei powieściowej Chłopi. Po debiucie pisarskim (1898) i pierwszych otrzymanych honorariach autorskich rozpoczął budowę domu na rodzinnym gruncie między Koniną a Koninkami. Dzieła tego nigdy nie dokończył, bo też mimo dużego rozgłosu i poczytności do końca życia borykał się z trudnościami finansowymi.

Orkan był wielkim patriotą i wybitnym regionalistą, piewcą gór – szczególnie rodzinnych Gorców. Zmarł w roku 1930 i został pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Później trumna z jego szczątkami została przewieziona specjalnym pociągiem do Zakopanego. Skład zatrzymywał się na każdej stacji, tak cała Małopolska żegnała tego wspaniałego człowieka i artystę. Spoczywa dziś na sławnym cmentarzy Ludzi Gór na Pęksowym Brzyzku, wraz z takimi osobistościami jak Tetmajer, Chałubiński, Witkacy, Sabała, Stryjeński, Kenar, Hasior, rodziny Gąsieniców, Marusarzy, Chramców, Paryskich.

Najwybitniejsze jego dzieło to Drzewiej, eksperymentalna modernistyczna baśń fantazja-historyczna, w której uwiecznił m.in. swojego ojca, drwala gorczańskiego przywalonego śmiertelnie przez drzewo. Chciałbym opowiedzieć jednak o innej bardzo interesującej i uciesznej (aczkolwiek nie dla wszystkich) historii odnowienia polichromii kościoła św. Sebastiana w Niedźwiedziu, tak celnie opisanej przez pisarza w noweli Zemsta malarza.

Władysław Orkan, Krajobraz Gorców. Poręba Wielka (1908), olej na dykcie, w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie

 

Kościół św. Sebastiana w Niedźwiedziu

Opowieść zaczniemy od przytoczenia krótkiej historii świątyni w Niedźwiedziu, aczkolwiek Orkan konsekwentnie wspomina w swoim opowiadaniu o Niedźwiadzie. W roku 1593 starosta sądecki Sebastian Lubomirski ufundował na cześć swego patrona drewniany kościółek pod wezwaniem św. Sebastiana Męczennika. Dzięki temu już w 1605 powołano tu do funkcjonowania parafię Niedźwiedź. Niestety, ta pierwsza świątynia spłonęła w 1695. Niemal natychmiast rozpoczęto budowę nowego także drewnianego kościoła. Powstał w ciągu zaledwie trzech lat (1696-1699) ze składek parafian. Był przepiękny, konstrukcji zrębowej, otoczony „sobotami” i kryty gontem. Rzeźbami ozdobił wnętrze Wojciech Gliński z Zembrzyc. Ołtarz główny w stylu manierystycznym z obrazem św. Rodziny pochodził z pierwszej połowy XVII wieku i sprowadzono go z krakowskiego kościoła św. Anny. Jeden z bocznych ołtarzy (późnobarokowy), namalowany został przez wybitnego malarza bernardyńskiego Franciszka Lekszyckiego i przedstawiał św. Antoniego Padewskiego. Ponadto w wyposażeniu znajdowała się ambona i sześć barokowych posągów przedstawiających świętych. Cały teren otaczały wiekowe cieniste lipy. To w tym drewnianym kościółku 1 listopada 1875 roku został ochrzczony Franciszek Salezy Smaciarz, późniejszy anioł Gorców, piewca tych przepięknych gór i ich biednych mieszkańców. W opowiadaniu Na godne święta czytamy: „W kościele ciżba była wielka. Mały drewniany, kościółek trząsł się w posadach od napływu parotysięcznego tłumu, który kołysał się jak fala, parł na ściany i dusił się w świątyni Pańskiej. Kościółek huczał silnym basem organów i jeszcze silniejszym chórem parutysiąca gardzieli…”. Przezabawną, ale nie dla wszystkich historię polichromii opisał Orkan w przepysznym opowiadaniu Zemsta malarza (w zbiorze Nowele zebrane, Tom II, Nakład Gebetnera i Wolffa, Warszawa 1951, s.  301-314). Niestety, piszę o tym wszystkim w czasie przeszłym, bo kościółek przeżył tragedię w nocy 6 czerwca 1992 roku. Spłonął doszczętnie i błyskawicznie, nie było sposobu jego ocalenia.

Po pożarze ocalała tylko murowana kaplica

 

Zemsta malarza

Przytoczona przez Orkana historia posiada znamiona autentycznej i mogła mieć miejsce gdzieś na początku XX wieku. Pisarz nie usiłuje nawet ukryć nazw geograficznych, widać wszystko to bardzo go poruszyło. Zaczyna się zaś sprawa cała od trudnej decyzji komitetu parafialnego w Niedźwiadzie o pomalowaniu kościoła. Decyzja trudna, bo niosąca poważne konsekwencje finansowe. I co z tego, że proboszcz zgłaszał ten postulat od lat, skoro i tak cały ciężar przedsięwzięcia mieli unieść parafianie wywodzący się z pięciu okolicznych miejscowości do parafii rzeczonej przynależących: Niedźwiedź, Łostówka, Glisne, Podobin, Jasionów. Na zebranie organizacyjne przybyli przedstawiciele wspomnianych wiosek i rozkoszując się wybornym smakiem wina – poczęstunek Jegomości Proboszcza – okazali się nad podziw zgodni i spolegliwi. Spóźniła się tylko delegacja Jasionowa z wójtem na czele i dla nich wina już zabrakło. Wystąpili przeciw „ciężarom składanym na gminy”, ale ich głos odosobniony nie przeważył i projekt uchwalono.

Malarz odpowiedni trafił się bardzo szybko, polecony przez księdza Prałata z miasta królewskiego. Ugodził się na robociznę „od metra”, a jak będzie do namalowania obraz to opłata dodatkowa. Księdzu to „od metra” bardzo przypadło do gustu, komitetowi mniej, a już najbardziej kręcili nosem ci z Jasionowa. Odmówili oni dostarczenia potrzebnego podczas malowania płótna oraz mleka do podklejenia tegoż płótna do drewnianych desek. Mimo to mistrz oraz jego dwaj uczniowie-pomocnicy zabrali się do pracy, a na wieść o obstrukcji parafian z Jesionowa artysta uczynił tajemniczą minę. Widać miał już w głowie obmyślany plan. Ustalono, że na suficie w prezbiterium będzie ukazany patron kościoła św. Sebastian, a głębiej w stronę chóru Matka Boża Różańcowa, „która łaski swe zlewa na wszystkie gminy parafii”. Tylko ci z Jasionowa, który najmniej do składek się przyczynili sarkali: „Rusztowań nastawiali i po wszystkim. Malarz se żyje, ksiądz z nim razem – a ty narodzie płać”. Albo tak: „Hej, mleko odstawi Żydom, płótno sprzeda, a ty narodzie złóż”.

Wszystko ma swój koniec, nawet najdłuższa żmija, toteż doczekali parafianie ukończenia roboty, a na uroczyste odsłonięcie malowideł wyznaczono święto Matki Bożej Różańcowej 7 października. Zgromadzony licznie lud boży z przejęciem wielkim wpatrzył się w malowidło na sklepieniu nad ołtarzem z wyobrażeniem męczeństwa św. Sebastiana: „Na pół nagi przywiązany był powrozami do pnia drzewa. (…) Całe ciało świętego było najeżone strzałami o pierzastych końcach – widać było rany świeżo uczynione, z niektórych spływała krew. – Święty cierpiał straszliwie”.

Polichromia drugiego kościoła św. Sebastiana w Niedźwiedziu, opisana przez Władysława Orkana w Zemscie malarza

Jeszcze większe wrażenie sprawił obraz drugi i większy. „Na dalszym suficie – od tęczy do chóru – widniała Matka Boska Różańcowa. (…) Oczy miała wielkie, do góry przewrócone. Stała zaś wśród lekkich chmurek na globusie ziemskim, na którym, wyraźnie obrysowana, odznaczała się mapa z napisami (kto znał litery, łatwo mógł z dołu na onym suficie odczytać) pięciu gmin parafii niedźwiedzkiej. (…) W pewnym momencie rozszedł się po kościele przyciszony śmiech. Ludzie poczęli jedni drugim coś pokazywać na onym suficie. (…) Oto malarz, namalowawszy ową Matkę Boską Różańcową, stojącą na globusie (…) tak usymbolizował Jej łaski spływające na parafię niedźwiadzką, że z dłoni jej, różańcem oplecionej, padały promienie jasne na globus ziemski, na te gminy. Padał snop promieni rozszczepionych na każdą gminę z osobna: więc na Niedźwiadę, na Podobin, na Glisną i Łostówkę. Tylko na Jasionów nie padał żaden promień”. Obecni ludzie z Jasionowa nietęgie mieli miny, czmychnęli przed końcem sumy z kościoła. Rozgniewani mieli podobno zagrozić uśmierceniem malarza. Ten wszakże, przezornie przewidziawszy taki obrót spraw odjechał z należną kwotą „od metra” i z radością w sercu z dokonanej zemsty nad malkontentami z Jasionowa. Czy później ów promień dla Jasionowa został dorobiony, tego nie potrafiłem ustalić.  

 

Herbert Oleschko, napisane w dniu 25 lipca 2024, patrona wszystkich Krzysztofów, w tym naszych kochanych księży Michalitów – Pelca i Poświaty. Niechaj żyją nam.

Inne artykuły autora

Matka Boża Hallerowska

Święto Niepodległości 2024 po kalwaryjsku

ANIOŁOWA OPOWIEŚĆ Z KRAKOWA